Mimo, że odwiedzili oni wiele opuszczonych miejsc w Polsce – to miało szczególnie przyprawić ich o dreszcze. Nawiedzony dom w Łochowie postanowiła odwiedzić dwójka naszych reporterów.
Opuszczone miejscowości w województwie opolskim. Opuszczone miejscowości w województwie warmińsko-mazurskim. Opuszczone miejscowości w województwie zachodniopomorskim. Kategorie: Opuszczone miejscowości według państw. Geografia Polski.
Zapraszam do polubienia fanpejdża Fotokomórka na Facebook ’u. „Fotografując staraj się pokazać to czego bez ciebie, nikt by nie zobaczył”. Robert Bresson. Galeria zdjęć oraz mapa opuszczonych miejsc z Polski i Europy. Odkryj opuszczone miejsca w swojej okolicy i zacznij przygodę z urban exploration!
Czy znasz te najbardziej tajemnicze miejsca w Polsce? Budzą ciekawość i grozę, a ich historie bywają mroczne. CC BY-SA 4.0
„Zamknięte na stałe” – obwieszcza Google Maps, gdy wpisujemy w wyszukiwarkę nazwę jednego z najsłynniejszych opuszczonych kompleksów w Polsce. Więzienie w Łęczycy było zakładem karnym o zaostrzonym rygorze, jednym z najcięższych w Polsce.
Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. Herb województwa łódzkiego Obszar powstał po pierwszej wojnie światowej z części historycznych, takich jak ziemia sieradzka, rawska, opoczyńska, wieluńska, piotrkowska oraz z Księstwa Łowickiego. Utworzone jako wynik decyzji administracyjnej, przez co stanowi obszar niejednorodny ani kulturowo, ani tradycyjnie, ani obyczajowo. Opuszczone miejsca w Łodzi Rozkwit infrastruktury fabrycznej, a później zniszczenia wojenne i okupacyjne pozostawiły na Łodzi ogromne znamię. Po mieście bardzo dużo jest porozrzucanych opuszczonych obiektów, starych fabryk itp. Każdy eksplorator powinien znaleźć tu miejsce dla siebie. Opuszczone miejsca w województwie łódzkim Oczywiście wokół głównego centrum przemysłu tekstylnego powstawało wiele wsi fabrycznych, które budowały się wokół zakładów. Dzięki temu nie tylko sama Łódź obrodziła w opuszczone miejsca, ale też i okolica. W województwie łódzkim znajdziemy nie tylko opuszczone fabryki warte eksploracji, ale też opuszczoną infrastukturę kolejową czy zdewastowane pałace. Bez wątpienia obszary są warte eksploracji. Historia województwa łódzkiego Najstarsze znalezisko z terenu obecnego województwa pochodzi sprzed ok. 56 000 lat. Jest to fragment krzemiennego narzędzia znaleziony pod górą św. Małgorzaty (powiat łęcki). Na początku epoki brązu (1800 - 1400 lat osadnictwo na tych terenach skupiało się w dorzeczach Bzury, Warty i Pilicy. Właśnie w tym czasie znaleziono tu tak zwane brązowe skarby, na przykład brązowe naramienniki z Rawy Mazowieckiej. Znalezione tu kurhany w Łubnej i Okalewie zaliczają się do największych w Polsce. Tuż przed nową erą pojawiają się tutaj pierwsze elementy uzbrojenia Celtów, którzy przez te tereny przewozili i handlowali bursztynem. Później pojawiają się także elementy z rzymskich prowincji czy też greckie monety. Znaleziono na przykład w Rychłocicach rzymski kaganek, a w Siemiechowach późnoceltycki hełm. To właśnie tędy przechodził szlak bursztynowy. Legenda powstania miasta Łódź U źródeł Bzury, na Rogach i Różkach, pełno było błota i kałuż. Tylko wąski, dziki dukt leśny przedzielał je wówczas od nowych źródeł i drugiej rzeczki zaczynającej swój bieg już na późniejszych Dołach i Sikawie. Była to dzisiejsza Łódka, przed wiekami zwana po prostu Starą Strugą. Janusz przeciągnął po tych błotach dalej swą łódź na południe i zachód. I znów z trudem odpychał się jakimś drągiem o płytkie dno owej strugi. Obowiązkowo - jak na owe czasy wymagano i jak głosi opowieść - musiał mieć w tobołku w swej dłubance jakiś obrazek święty czy figurkę szczęśliwą... Dopłynął tedy do miejsca, gdzie dziś stoją stare kamienice przy Zgierskiej w parku Staromiejskim, (dziś już w skrytym kanale). Tu Janusz poczuł, że jego stara ojcowska łódź jakby była pełna kamieni i dalej ruszyć nie może. Czy ten obrazek tak mu zaciążył, czy też, co bardziej możliwe, dno się nadwyrężyło uciążliwą podróżą i woda w łodzi przybrała; dość, że o dalszej podróży nie było już mowy, choć rzeka biegła jeszcze niżej na zachód. Wyszedł więc chłop z łodzi na brzeg, wyciągnął tobołek i trochę pomedytował. Później przez mieliznę wyciągnął ową łódkę ku wyższemu, północnemu brzegowi. Wdrapał się na wzgórek, rozejrzał wokoło i nabrał otuchy. Okolica była sposobna, na zdrową i spokojną wyglądała. Wnet chciał sporządzić sobie szałas na nocleg, by na drugi dzień łódź oporządzić i próbować płynąć dalej, lecz gdy chwilę pobył na brzegu, spotkała go tu pierwsza przygoda, zaczął padać ulewny deszcz. Nie zraziło go to wcale. Ściął kilka grubszych gałęzi i ustawił na nich swą łódź - dnem do góry! Posłużyła mu za schronienie przed burzą. Stała się pierwszym ludzkim dachem w tej okolicy... Rano posłyszał Janusz glosy puszczy. Wokoło rozbrzmiewały ptasie śpiewy, słychać było stukanie pracowitych dzięciołów, brzęczenie dzikich pszczół. Okolica przemawiała doń swojsko i kusiła: - ...Tu się zadomowisz, tu oporządzisz - będzie nam z sobą dobrze, żaden książę ani biskup czy inny wielmoża nie dostrzeże cię tu.. pracę ci, choć mozolną, dam - mówiła dalej puszcza. - Nie poskąpię drzewa na budulec, ni miodu z dzikich barci, a może czasem i tur, żubr lub łoś ci się trafi... Przemówiło to do niego. Został. Dopiero nadchodząca jesień wygnała go z domku "Pod Łódką"... Począł ścinać kłody, pod pierwszą własną, prawdziwą chatę! A szałas z łódką, jako dachem, zachował potem długi jeszcze czas na pamiątkę swego tu przybycia... Jeszcze później związał się z jakowąś dziewuchą z dalszych stron, być może aż z odległego o milę - Widzewa... Tu spytają niektórzy ciekawsi, dlaczego nie z Kozin lub Żubardzia?... Ano, bo osad tych jeszcze wtedy nie było... Następne chaty, już z synami i wnukami wznosił. Osiedli obok ojca i dziada, na wzgórkach, które po wiekach Górkami Plebańskimi tu nazywano, gdyż powstał tam później drewniany kościółek. Niedługo, bo już w piątym pokoleniu, rozłożył się w tym miejscu kwadratem targowy Stary Rynek, a było to przy drogach leśnych wiodących na północ do Zgierza, na zachód pod Strugę, na południe do Piotrkowa i Drewnowiczów i na południowy wschód do Wolborza... Minęło sto, a może dwieście lat od tamtych czasów. Dopiero przyszłe pokolenia słuchając opowieści gminnej, jak to ich odważny i pracowity prapradziad przedzierał się przez tę gęstwinę swoją mizerną łódką, która na mocy jakiegoś dziwnego uporu płynąc dalej nie chciała i tu nabrawszy wody w miejscu stanęła - nazwali to miejsce na wieczną pamiątkę po prostu - Łodzią... Mieszkańcom tej osady wydało się jednak z czasem, że to zbyt mały dowód szacunku i miłości dla przodków, na dodatek więc i rzekę, która była niegdyś drogą ucieczki, a stała się przez samodzielną wyprawę przodka nadzieją lepszego jutra, nazwali podobnie - Łódka... Źródło: Łódź rolnicza pomiędzy XV a XIX wiekiem Łódź rolnicza Pierwsze informacje o Łodzi pochodzą z 1332 roku, jednak dopiero w 1423 roku król Władysław Jagiełło nadał jej przywilej lokacyjny (wieś dostała 28-łanowy obszar). Mieszkańcy utrzymywali się głównie z rolnictwa. W połowie XVI wieku miasteczko liczyło około 650 - 800 mieszkańców. Dopiero na początku XIX wieku rozpoczyna się okres rozwoju miasta (po zniesieniu granicy celnej pomiędzy Królestwem Polskim a Rosją). Zaczęli przybywać nowi mieszkańcy, rzemieślnicy oraz kupcy. Powstał tutaj krajowy przemysł włókienniczy, a miasto stało się wiodącym ośrodkiem polskiego przemysłu tekstylnego. Szybki wzrost ludności Łodzi w XIX wieku był wynikiem napływu ludzi ze wsi, małych miast oraz osadników z państw ościennych (głównie z Czech i Saksonii). Pod względem tempa przyrostu miasto biło wszelkie ówczesne rekordy - niemal co 10 lat podwajała liczbę swoich mieszkańców (1860 - 32 tys., w 1897 r. - 314 tys.). Łódź za czasów okupacji Łódź przemysłowa Od roku 1870 (i przez następne 20 lat) miasto wchodzi w czas najbardziej intensywnego rozwoju przemysłowego. Powstają ogromne zakłady bawełniane: np. Poznańskiego (1872 rok) oraz Heinzla i Kunitzera (1879 rok). Powstają tez zakłady wyrobów jedwabnych, maszyn włókienniczych, lnianych czy wełnianych. Dzięki temu wiele firm jednoosobowych i spółek jawnych poprzekształcało się w spółki akcyjne. Miasto nie było przygotowane na tak dynamiczny rozwój: zarówno powstających fabryk, jak i napływających ludzi. Warto zauważyć, że w 1908 roku miasto zamieszkiwało 340 000 ludzi i zajmowali oni taki sam teren, co w 1840 roku 13 000 ludzi. Zaczynają powstawać przedmieścia, pełne chasu budowlanego i nędzy. To wszystko prowadzi do napięć: w 1861 roku zniszczeniu ulegają mechaniczne krosna w fabryce Scheiblera, a w 1892 roku wybucha (pierwszy w Polsce) strajk powszechny, znany jako „Bunt Łódzki”. Kolejne manifestacje zaczęły się odbywać w latach 1905 - 1907, gdzie protestowało aż kilkadziesiąt tysięcy robotników. Podczas jego ujarzmiania zginęło lub zostało rannych kilkaset osób, wiele też dostało się do aresztu. Mimo tego ludność Łodzi wciąż wzrastała i w okresie 1910 - 1913 zwiększyła się z 408 000 do 506 000. W czasie wybuchu I wojny światowej miasto było jednym z najgęściej zaludnionych miast przemysłowych na świecie - 13 280 na km2. Po pierwszej wojnie światowej i podczas okupacji niemieckiej przemysł włókienniczy popadł w ruinę, a sama Łódź wyludniła się prawie o połowę. Ulica Piotrkowska za czasów okupacji hitlerowskiej Okres międzywojenny Jako pierwsze miasto w Polsce wprowadza się tutaj bezpłatny i powszechny obowiązek nauczania. W 1928 roku powstaje oddział Warszawskiej Wolnej Wszechnicy Polskiej, który zapoczątkowuje powstanie Uniwersytetu Łódzkiego. Dziewięć lat później powstaje Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Przed wybuchem II wojny światowej Łódź była centrum przemysłu tekstylnego i ośrodkiem okręgu przemysłowego, a zamieszkiwało ją około 672 000 osób (w tym prawie 35% ludności żydowskiej i prawie 15% niemców). Łódź kilka lat po wojnie II wojna światowa Po zajęciu miasta przez armię nazistów, w 1940 roku utworzono getto dla Żydów. Na początku było w nim ponad 300 000 osób (cztery lata później, przy jego likwidacji, wyszło z niego zaledwie około 900 osób). Powstał też obóz dla Cyganów oraz obóz do celów germanizacji i niszczenia polskich dzieci, przez który przeszło około 12 000 dzieci, z których ponad 6 000 bestialsko zamęczono. Dzień przed wyzwoleniem Niemcy spalili więzienie na Radogoszczu, w którym żywcem spalili 2 000 osób. Łącznie zginęło ok. 300 000 Żydów i 120 000 Polaków. Łódź po wojnie Po wojnie w mieście zostało około 300 000 mieszkańców. Co prawda struktura miasta, jego budynki i fabryki mocno nie ucierpiały, jednak ucierpiała ich zawartość: Niemcy wywieźli mnóstwo surowców, maszyn, itp. W latach 1945 - 1948 miasto pełniło funkcję zastępczej stolicy miasta, w którym zgromadzili się i obradowali przedstawiciele władzy w Polsce. Od razu po wojnie, w 1945 roku, postanowiono zwiększyć obszar miasta czterokrotnie - aż do 21 150 hektarów. Przemysł został znacjonalizowany, zmodernizowany i zrestrukturyzowany. Łódź przeradza się w ośrodek naukowy i akademicki. Odbudowywane są budynki mieszkalne i powstają nowe zakłady fabryczne. Niestety skutki wojenne są widoczne do dziś: w mieście aż roi się od opuszczonych miejsc, głównie zakładów fabrycznych.
- Borlik pokazuje Trójmiasto, jakiego nie znacie. Zapomniane miejsca niegdyś tętniące życiem, podupadłe atrakcje turystyczne, czarne plamy na mapie miasta - rejony, w które lepiej nie zapuszczać się po zmroku - tak zapowiada nową, już dziesiątą powieść kryminalną Piotra Borlika jego wydawca - Prószyński i S-ka. Jakie to miejsca, co pisarz planuje w najbliższym czasie, a także którzy bohaterowie jego książek wrócą wkrótce na karty powieści - o tym wszystkim rozmawiamy z autorem "Labiryntu", który kilka dni temu miał swoją książek z TrójmiastaMagdalena Raczek: "Labirynt" to już twoja 10 powieść. Chciałoby się zapytać: kiedy to wszystko minęło?! Niedawno rozmawialiśmy o twoim debiucie... Jak podsumowałbyś ten czas i jak widzisz siebie za kolejne 10 tytułów? Piotr Borlik: To prawda, 10 książek robi wrażenie, zwłaszcza że jest to dorobek pięciu ostatnich lat. Siadając do pisania pierwszej powieści, nigdy nie zakładałem, że tak to się wszystko potoczy. Hobby stało się moją pracą, co jednak ważniejsze, wciąż przynosi tyle samo frajdy, a może nawet więcej, bo nie muszę już pisać pokątnie w pracy i zarywać nocek. Mam nadzieję, że jestem tym samym człowiekiem - bogatszym o doświadczenia, z bardziej rozwiniętym warsztatem i bardziej profesjonalnym podejściem do pisania, ale wciąż przede wszystkim piszącym dla siebie samego. Czytelnicy na spotkaniach autorskich twierdzą, że się zmieniłem, że kiedyś byłem bardziej spięty, ale to chyba jedyna zmiana jaka we mnie zaszła (no może jeszcze nowa fryzura powiązana z nieubłaganym upływem czasu i okulary na nosie od zbyt długiego ślęczenia nad tekstami). Co będzie za 10 kolejnych książek? Mam nadzieję, że upragniona ekranizacja, jeszcze więcej luzu i kilka kilogramów mniej (uśmiech).Przeczytaj także: Mistrz kryminałów mieszka w TrójmieściePomówmy zatem o twojej ostatniej książce, czyli o "Labiryncie". Z opisu wydawcy: "Borlik pokazuje Trójmiasto, jakiego nie znacie. Zapomniane miejsca niegdyś tętniące życiem, podupadłe atrakcje turystyczne, czarne plamy na mapie miasta - rejony, w które lepiej nie zapuszczać się po zmroku" - brzmi to wszystko bardzo zachęcająco. Mam wrażenie, że wpisuje się to trochę w popularny ostatnio trend tzw. urban exploration. Czy jesteś może fanem urbeksu?Pierwszy raz z tym terminem zetknąłem się, czytając o jednej z lokalizacji opisanych w "Labiryncie". Jest w tym coś, co mnie kusi - ten dreszcz emocji przy zwiedzaniu opuszczonych miejsc, zgrzyt drzwi otwieranych po raz pierwszy od dawna, chrzęst szkła pod stopami... Na potrzeby researchu zwiedziłem opuszczone sanatorium w gdyńskim Orłowie, ale muszę przyznać, że poza ekscytacją odczuwałem przy tym dość sporą dawkę niepokoju. Być może mam za dużą wyobraźnię, a może jestem po prostu tchórzliwy. Wolę o pewnych rzeczach czytać lub słuchać, niż samemu ich doświadczać. Szczerze wątpię, czy będę kontynuować to jako pasję. Przeczytaj także: 100 opuszczonych miejsc i zapomnianych obiektów w przewodniku "Zona pomorskie"No właśnie, jednym z takich miejsc, w których dzieje się akcja twojego kryminału, jest dawne sanatorium w Orłowie. Co w nim jest tak przyciągającego, że je wybrałeś? To był dla mnie oczywisty wybór. O popularności tego miejsca niech świadczą odpowiedzi moich czytelników, gdy przed premierą "Labiryntu" zapytałem ich, jak sądzą, jakie zapomniane miejsca na mapie Trójmiasta przyjdzie zwiedzić głównemu bohaterowi powieści. Ponad połowa odpowiedzi dotyczyła dawnego sanatorium, nawet osoby z innych rejonów Polski słyszały o tym miejscu. Czytelnicy sugerowali również dawną fabrykę Batyckiego, szpital przy ulicy Kieturakisa czy budynek poczty przy placu Konstytucji w Gdyni. Jest więc w czym wybierać. Szkoda zmarnowanego potencjału, ale i tak Orłowo jest dla mnie wyjątkowym miejscem. To tam 11 lat temu oświadczyłem się mojej żonie, a w Domku Żeromskiego wypiłem niezliczoną ilość trochę o tych miejscach, na które się zdecydowałeś, pojawiających się w książce - jest to też torpedownia na Babich chcę za dużo zdradzić, by czytelnicy mogli odkrywać kolejne labirynty wraz z bohaterami książki. Skoro jednak już wywołałaś torpedownię, to rzeczywiście, była ona impulsem do powstania tej powieści. Wszystko to za sprawą jednej z moich czytelniczek, Magdy Kośnik, która sfotografowała torpedownię. Wyświetlające mi się na Facebooku zdjęcie uruchomiło całą lawinę zdarzeń, która doprowadziła ostatecznie do wydania "Labiryntu". Motyw labiryntów od dawna mnie fascynował, byłem nawet bliski dodania wątku labiryntów w "Boskiej proporcji", ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Cieszę się podwójnie: raz, że stworzyłem tę historię, dwa, że wreszcie nie muszę kombinować przy odpowiedziach na spotkaniach autorskich o kulisy powstania pomysłu na książkę. Interesuje mnie, jak przygotowujesz się do pracy: aby opisać sugestywnie takie miejsce jak sanatorium czy torpedownia, trzeba tam wejść, zobaczyć to wszystko, poczuć klimat opuszczonego obiektu? A może nie z autopsji, a inaczej je poznajesz? Wspomniałeś, że byłeś w ruinach sanatorium, a jak z resztą lokalizacji?Tak, sanatorium w Gdyni miałem okazję zwiedzić, torpedownię jednak znałem wyłącznie z widoku rozpościerającego się z plaży. Na szczęście jest to obiekt dobrze udokumentowany w Internecie, że nie musiałem wynajmować łódki i fatygować się tam osobiście. Tak się składa, że bardzo pomocne było nagranie umieszczone w waszym portalu. Oczywiście będąc na miejscu, znacznie łatwiej wczuć się w panujący tam klimat, ale w tym wypadku uznałem, że materiał zgromadzony przez innych w zupełności mi wydaje się ciekawym miejscem akcji dla kryminału, zresztą pojawia się w wielu z nich, w twoich książkach. Co ma takiego w sobie, że tak przyciąga autorów, co dla ciebie jest w tym ważne?Najważniejsza dla mnie jest możliwość codziennego obcowania z miastem. Urodziłem się w Bydgoszczy, ale w Gdańsku dawno już zapuściłem korzenie i czuję, że to moje miejsce na Ziemi. Mam tu mnóstwo oddanych czytelniczek i czytelników, zaprzyjaźniłem się z miejscowymi bibliotekami, staram się brać czynny udział w kulturalnym życiu Trójmiasta. Naturalnym więc jest, że osadzam akcję w znanych mi rejonach. Wiem, że moi czytelnicy na to czekają i czerpią podwójną radość z obcowania z moimi książkami. Od dłuższego czasu kusi mnie osadzenie akcji na Biskupiej Górce. Odbyłem już kilka spacerów tamtejszymi klimatycznymi uliczkami, wziąłem udział w spacerze z przewodniczką, która nie tylko opowiadała o najciekawszych miejscach, ale również odczytywała haiku swojego autorstwa, inspirowane Biskupią Górką. To miejsce przyciąga mnie swoją historią i klimatem, ale wciąż nie jestem gotowy, by podjąć ten temat. Tak naprawdę mam cichą nadzieję, że ktoś doświadczony w tworzeniu kryminałów retro mnie ubiegnie i wykona kawał dobrej roboty. To miejsce zasługuje na porządną matematyczne i logiczne to - jak już wiedzą czytelnicy twoich książek - twój konik. Pojawiały się wcześniej w serii z Agatą Stec, a teraz w formie zagadek z labiryntami. Wydaje się, że przychodzi ci z łatwością ich wymyślanie. Czy tak jest rzeczywiście?To trochę jak z gotowaniem, które jest moją drugą pasją. Uwielbiam gotować, uwielbiam też pisać o jedzeniu, ale wszystko musi mieć swój czas i miejsce. "Boska proporcja" była przesiąknięta zagadkami matematycznymi, wzbogacały one tę historię i czyniły ją wyjątkową. Późniejsze książki miały zupełnie inny klimat, wrzucanie tam tego typu zagadek przyniosłoby wręcz odwrotny skutek. Zawsze powtarzam, że staram się, by każda moja kolejna książka była inna od poprzedniczek, toteż musiałem napisać kilka innych historii, by móc wrócić do zagadek. Nie zmienia to faktu, że "Labirynt" różni się praktycznie pod każdym względem od serii z Agatą Stec i Arturem Kamińskim. W luźnych zapiskach mam wstępny zarys historii z liczbami doskonałymi w tle i myślę, że Hubert Czarny, bohater "Tajemnicy Wzgórza Trzech Dębów", mógłby odnaleźć się w tej historii, ale jeszcze nie przyszedł na nią czas. No dobrze, to serie czy pojedyncze tytuły? Co bardziej lubisz pisać, co jest łatwiejsze dla ciebie?Kiedyś myślałem, że serie, ale patrząc na przykład na dorobek Katarzyny Puzyńskiej, która pisze serię kilkunastotomową, nie wiem, czy mogę stosować ten termin do moich książek. Z jednej strony serie kuszą możliwością przedstawienia zmian w głównych bohaterach na przestrzeni kolejnych części, z drugiej jednak tak wiele intrygujących postaci czeka na opisanie, że trudno się zdecydować. Obecnie dotarłem do miejsca, gdzie co chwilę słyszę pytania o powrót tego lub innego bohatera. Sam czuję, że należałoby odkurzyć Jakuba Ramona, a wspomniany wcześniej Hubert Czarny też nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Krótko mówiąc: na brak pomysłów nie każdy bohater czeka na swój powrót. W podziękowaniu w "Labiryncie" pada zapowiedź powrotu do bohaterki komisarz Stec - czy to oznacza, że powstaje/nie nowa (czwarta) część jej przygód?To prawda, ugiąłem się pod presją pytań o powrót Agaty Stec. Nie jest żadną tajemnicą, że trylogia "Boskiej proporcji" cieszy się największą popularnością wśród moich czytelników. Nie wiem, czy bardziej się cieszę, czy stresuję na ten powrót. Agata na pewno się zmieni. Kto czytał zakończenie "Białych kłamstw", ten wie, do czego posunął się jej brat, by wywołać w niej zmiany. Z drugiej jednak strony musi odezwać się jej przekorna natura, która nie pozwoli Agacie wieść spokojnego życia. Wzorem "Materiału ludzkiego" planuję osadzić część akcji w Gdańsku i część na Kaszubach. Wszystko dziać się będzie w mrocznej, zimowej aurze. Oczywiście nie zabraknie charakterystycznego czarnego charakteru, który będzie melomanem o bardzo specyficznym guście. Więcej nie powiem.
Eksplorator Łukasz Lenkiewicz powiedział nam o swoich ulubionych opuszczonych miejscach w Polsce. "Odkrywam obiekty, które lada moment mogą zniknąć"- tłumaczy założyciel bloga Szary Burek. Łukasz Lenkiewicz odwiedza opuszczone wille, zamki, szpitale, kościoły, cmentarze, złomowiska, samoloty, pociągi, szklarnie, a nawet… truskawki "Kiedyś przez przypadek wszedłem do domu, w którym ktoś mieszkał" - przyznaje Eksplorator zdradza, że w jednym z takich miejsc znalazł pamiętnik byłego właściciela, który przeczytał od deski do deski Polak radzi, jak przygotować się na tego typu eskapadę Więcej podobnych historii przeczytasz na Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Jak zaczęła się twoja przygoda z urbexem, czyli zwiedzaniem opuszczonych przestrzeni? Łukasz Lenkiewicz: Od dzieciństwa ciągnęło mnie do mało znanych miejsc i starych budynków. Zawsze byłem ciekaw, co się w nich kryje. Pamiętam, że u babci na wsi ciągle łaziłem po jakichś starych stodołach, czy strychach. Znajdowałem tam stare zakurzone przedmioty, które nie miały jakiejś wielkiej wartości, ale cieszyłem się, że mogłem je odkryć na nowo. Zawsze też nosiłem przy sobie aparat, najpierw to był zwykły kompaktowy model na kliszę, dopiero z czasem kupiłem swoją pierwszą lustrzankę. Po jakimś czasie połączyłem obie pasje i zacząłem fotografować opuszczone przestrzenie. Początkowo nie miałem pojęcia, że to co robię ma jakąś nazwę. O tym, że zajmuję się "urbexem", dowiedziałem się z internetu. Szczerze powiedziawszy, nie do końca lubię to słowo, wolę używać określenia "eksploracja". To dla mnie odkrywanie i dokumentowanie miejsc, które lada moment mogą zniknąć. Wiele obiektów, które kiedyś fotografowałem i publikowałem na blogu Szary Burek, już nie istnieje. Zostały wyburzone, a ja się cieszę, że w jakiś sposób zachowałem o nich wspomnienie w postaci zdjęć. Czy możesz podać przybliżoną liczbę miejsc tego typu, które zwiedziłeś? Nigdy tego nie liczyłem. Odwiedzałem opuszczone domy, wille, zamki, szpitale, kościoły, cmentarze, złomowiska pojazdów, samoloty, pociągi, szklarnie, a nawet… truskawki. Trochę tego było, kilkaset na pewno. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Ja mam tak, że w miarę możliwości staram się wracać do niektórych miejsc i fotografować je w różnych porach roku. Zimą przysypane śniegiem, wiosną, kiedy natura budzi się do życia, czy jesienią, gdy stary budynek otaczają złote liście. Poza tym, uwielbiam robić tym miejscom zdjęcia o wschodzie i o zachodzie słońca. Jak jeszcze to tego pojawi się mgła, to jestem w siódmym niebie, bo wtedy aura nadaje tym przestrzeniom niepowtarzalnego klimatu. W niektórych obiektach byłem już kilkanaście razy i nadal mi się nie nudzą. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Powiedz o trzech miejscach tego typu w Polsce, które najbardziej cię zaskoczyły. Na pewno stary opuszczony szpital w Oleśnie, podobno nawiedzony, ale ja, będąc w nim dwa razy, nie odczułem żadnych zjawisk nadprzyrodzonych. Długie ciemne korytarze i dziwne historie, których się naczytałem w internecie przed przyjazdem do tego obiektu, spowodowały, że każdy szelest czy dźwięk kapiącej wody, miał wtedy większe znaczenie i zaczynał działać na wyobraźnię. To był jeden z moich pierwszych obiektów, który zrobił wtedy na mnie ogromne wrażenie. Odwiedziłem go ponad 10 lat temu, obecnie ten szpital już nie istnieje, został przerobiony na supermarket. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Bardzo lubię także Puszczę Kampinoską, już nie raz mnie zaskoczyła, wydaje mi się, że można eksplorować ją bez końca. Była tam kiedyś Atomowa Kwatera Dowodzenia - trzykondygnacyjny, podziemny schron, który udało mi się zwiedzić przed wyburzeniem. Znajduje się tam też "Duchna droga", czyli piękna leśniczówka, w której kręcono sceny do polskiego horroru, no i przede wszystkim opuszczone wsie. Bardzo lubię fotografować stare chatki, więc kiedyś bardzo często tam bywałem. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Trzecim miejscem, które najbardziej mnie zaskoczyło, jest złomowisko pojazdów pod Warszawą, gdzie można zobaczyć setki porzuconych samochodów na mocno zarośniętej działce. Spędziłem tam dobre kilka godzin na fotografowaniu starych zardzewiałych Fiatów, Syrenek czy innych zniszczonych wraków. To naprawdę niesamowite miejsce dla fanów starej motoryzacji. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Skąd czerpiesz inspiracje do kolejnych wyjazdów? Dowiaduje się o tych miejscach przeważnie z internetu. Śledzę wiele blogów, map, portali czy grup dyskusyjnych na ten temat i to głównie z nich czerpię informacje na temat różnych opuszczonych obiektów. Niektóre lokalizacje podsyłają mi ludzie, którzy obserwują moje profile w mediach społecznościowych. Wymieniam się także sugestiami z innymi eksploratorami. Bywa też tak, że przypadkowo odkrywam takie miejsca na trasie, którą aktualnie jadę. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Staram się fotografować opuszczone obiekty na terenie całej Polski, oczywiście nie zawsze mam na to czas i finanse. Dlatego wyrobiłem sobie taką metodę, że w zależności od tego w jakiej lokalizacji się aktualnie znajduje, to tam wyszukuje takie miejsca. Wypatruję je podczas jazdy samochodem lub rowerem, zatrzymuję się i sprawdzam, czy dany obiekt na pewno jest opuszczony. Kiedyś przez przypadek wszedłem do pewnego domu, w którym ktoś mieszkał. Wyglądał na pusty, bo miał z jednej strony powybijane okna. Okazało się, że w jednym z pokoi siedział pan i oglądał film na laptopie. Na szczęście byłem na tyle cicho, że nawet nie zauważył mojej obecności. Od tamtej pory zawsze dokładnie sprawdzam obiekt, zanim do niego wejdę. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Czy próbujesz się dowiadywać czegoś więcej na temat tych miejsc? Wchodząc do takich miejsc, często nie wiemy, jaka była historia osób, które tam mieszkały oraz co się wydarzyło, że zostały opuszczone. Pamiętam, że zwiedzałem kiedyś starą kamienicę i trafiłem tam do mieszkania, gdzie leżało mnóstwo przedmiotów po byłym właścicielu, między innymi pamiętnik napisany kilkanaście lat temu. Jego autor ewidentnie był osobą uzależnioną od narkotyków i opisywał w nim, jak dzień po dniu boryka się z nałogiem. Brak środków do życia, nieudolna walka z uzależnieniem, brak perspektyw, samobójstwo członka rodziny itd. Przeczytałem ten pamiętnik w całości i to była naprawdę mocna lektura. Spojrzałem potem na przedmioty, które były w tym mieszkaniu i one nabrały całkiem nowego znaczenia. Wszystko było ze sobą powiązane i opisane w tym zeszycie. Poczułem się wtedy, jakbym poznał całą historię życia osoby, która tam mieszkała. Ten człowiek nie miał łatwego życia, jestem ciekaw, jak się mu teraz wiedzie, czy wyszedł z nałogu, czy w ogóle żyje. W tym pamiętniku był zapisany jego numer telefonu i przez chwilę myślałem, żeby do niego zadzwonić. Byłem ciekaw, czy ktoś odbierze, ale koniec końców, zabrakło mi odwagi. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Czy zwiedzanie takich przestrzeni bywa niebezpieczne? Eksploracja opuszczonych miejsc nie należy do bezpiecznych zajęć. Dlatego warto wygodnie się ubrać na taką wyprawę, bo nie wiadomo, czy nie będziemy musieli się gdzieś wspinać albo czołgać. Polecam bluzę, długie spodnie i ochronne rękawiczki - zapomniane obiekty bardzo często porośnięte są gęstą roślinnością, przez którą trzeba się przedzierać, aby wejść do środka. W takich miejscach na podłodze leży dużo potłuczonego szkła, a ze starych desek mogą wystawać gwoździe, dlatego dla bezpieczeństwa należy założyć buty z grubszą podeszwą. Nie można również zapomnieć, że na takie wyprawy lepiej nie chodzić samemu. Jeżeli już musimy, to warto poinformować o tym kogoś z bliskiego otoczenia i powiedzieć mu, jaki obiekt będziemy zwiedzać. Mnie bardzo często zdarzały się samotne wyprawy do takich miejsc, na szczęście nie miałem żadnych sytuacji zagrażających życiu czy zdrowiu. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Jak się przygotować na pierwszy wyjazd tego typu? Zanim zaczniemy zwiedzać taki budynek, polecam zdobyć trochę więcej informacji na jego temat, czyli poczytać w internecie do czego był przeznaczony i sprawdzić czy nie ma ochrony. Warto też zabrać ze sobą dobrą latarkę i przede wszystkim eksplorować bezpiecznie. Ja wyznaję taką zasadę, że wolę zrobić kilka ciekawych zdjęć na dole, niż ryzykować i pchać się gdzieś na jakieś dachy, żeby sfotografować jakieś ujęcia z góry. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Jest wiele miejsc, które są ciekawe, ale nie można ich odwiedzić, ponieważ są pilnowane przez ochronę. Wtedy warto zagadać z ochroniarzem i zapytać, czy jest opcja, aby wpuścił na chwilę do środka za przysłowiową flaszkę. Mnie się taka metoda nie raz sprawdziła. Dzięki niej kilka lat temu zwiedziłem historyczny Prudential w centrum Warszawy, jeszcze zanim został wyremontowany. Opuszczone miejsca w Polsce Foto: Łukasz Lenkiewicz (Szary Burek) Często zdarza się też tak, że pozornie opuszczone obiekty, tak naprawdę mają gdzieś swoich właścicieli. Przekonałem się o tym już kilka razy, publikując zdjęcia z tych miejsc w mediach społecznościowych. Nagle pisał do mnie właściciel danego obiektu i poprosił o usunięcie fotografii, bo sobie tego nie życzy. Wtedy zawsze grzecznie usuwam zdjęcia. Kiedyś zdarzyła mi się jednak sytuacja, że odwiedziłem nieczynną, ale za to bardzo fotogeniczną fabrykę pod Warszawą. Po opublikowaniu internecie galerii z tej wyprawy okazało się, że obserwuje mnie jej właściciel. Napisał do mnie, żebym się tam nie kręcił i ogólnie pogroził mi paluszkiem, ale chyba zdjęcia mu spodobały, bo później chciał wykorzystać je do kalendarza. Zobacz także: Od rapu do zarabiania na malowaniu. Michał Żytniak o pasji i pracy
Opuszczone miasta zawsze robią ogromne wrażenie. Gdzie miasta widma można znaleźć w Polsce i co je doprowadziło do ruiny? Sprawdź, jakie ślady przeszłości kryją się w dzikich zakątkach naszego widma, miasta duchów, opuszczone miejsca... Różnie je określamy, jednak miejscowości, z których wyjechali ludzie, pod każdą nazwą fascynują. Zagubione wśród coraz gęstszej zieleni ruiny i porzucone na ziemi pamiątki przeszłości jednych smucą, zaś w innych budzą ciekawość. Co takiego spotkało te miasta, że znikły z powierzchni ziemi? I gdzie w Polsce można dziś znaleźć ich ślady? Opuszczone miasta – niezwykłe pamiątki przeszłościOpuszczone miasta w Polsce coraz trudniej odnaleźć. Większość z nich jest stopniowo wyburzana, adaptowana lub modernizowana, by budynki mogły pełnić nowe funkcje. Brakuje u nas inicjatyw takich jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie miasta duchów konserwuje się i udostępnia turystom jako fascynujące pamiątki przeszłości. Miasta widma w Polsce niszczeją, odwiedzane tylko przez pasjonatów historii i miłośników eksplorowania ruin. Łatwo to zrozumieć, jeśli uświadomić sobie, że większość z nich położona jest na uboczu, z dala od ludzkich osad, często wysoko w górach lub w strefie przyczyną upadku opuszczonych miejscowości na całym świecie jest utracenie przez nie swojej pierwotnej funkcji. W USA i Europie Zachodniej są to przede wszystkim dawne miasteczka górnicze czy przemysłowe, które zaczęły się wyludniać, gdy utrzymujące je kopalnie czy zakłady zamknięto. Podobny wpływ na pobliskie miejscowości ma też likwidacja dużych baz wojskowych, które często są lokalnymi centrami handlu i największym pracodawcą w regionie. Gdy znikną, ludność cywilna również wyjeżdża, a opuszczone nieruchomości szybko niszczeją. Zdarzają się wreszcie miasteczka wyludnione przez katastrofy naturalne lub skażenia przemysłowe. Wszystkie te zjawiska, które przekształcają normalne miejscowości w miasta widma, wpłynęły również na losy opuszczonych miast w Pstrąże, woj. dolnośląskieWsią Pstrąże już w 1901 roku zainteresowały się wojska niemieckie, tworząc tu koszary. W 1945 roku po wyparciu Niemców zamieszkała na tych terenach Armia Radziecka. Miasteczko utajniono i wymazano z map, a część wojskową oddzielono od cywilnej murem. W Pstrążu wybudowano bloki mieszkalne, sklepy, szkołę, przedszkole, kawiarnię, basen, salę sportową i pocztę. Docierała tu również osobna bocznica zobaczyć Pstrąże i inne miasta widma? Ich zdjęcia znajdziesz tutaj!W latach 1992–1994 żołnierze radzieccy opuścili Pstrąże, a terenu zaczęło pilnować Wojsko Polskie. Pierwotnie planowano zasiedlić miasteczko ludnością cywilną, jednak ostatecznie z planu zrezygnowano. Pstrąże stało się częścią poligonu i miejscem ćwiczeń strażaków oraz komandosów GROM-u. Od tamtej pory większość budynków całkowicie wyburzono i dziś miejscowość jest już tylko skupiskiem porośniętych roślinnością ruin oraz w roku 1994. Dziś po miasteczku nie pozostał niemal ślad. Zdjęcie: Cezary Wiklik9. Skalno, woj. dolnośląskieNieistniejące dziś Skalno w Górach Izerskich (Sudety Zachodnie) nosiło taką nazwę tylko przez krótki okres po drugiej wojnie światowej. Wcześniej ta niemiecka wieś znana była jako Groß-Iser (Wielka Izera) i z uwagi na walory krajobrazowe była chętnie odwiedzana przez miłośników górskich wędrówek. W latach 20. i 30. XX wieku zbudowano tu trzy schroniska, a napływ turystów był tak silny, że budynki ledwie mogły ich pomieścić. Powstały tu również gospody, dwie szkoły, kawiarnia, leśniczówka, remiza. Wieś zniknęła jednak po 1945 roku w nie całkiem jasnych zakończeniu działań wojennych Groß-Iser zajęli żołnierze radzieccy, których wkrótce zastąpiły polskie Wojska Ochrony Pogranicza, przebiegała tędy bowiem nowa granica między Polską a Czechosłowacją. Miejscowość przemianowano na Skalno, a dotychczasowych mieszkańców przymusowo wysiedlono, głównie do pobliskiego Świeradowa. Już 24 października 1945 roku Skalno kompletnie wiadomo jednak, w jakich okolicznościach znikły zabudowania wsi. Między rokiem 1953 a 1960 niemal nienaruszone budynki wyburzono do fundamentów, nikt jednak nie wie, kto i dlaczego to zrobił. Jedna z teorii mówi o celowym wysadzeniu wsi przez saperów, inna o ostrzale artylerii, która wzięła sobie puste budynki za cel. Do dziś przetrwała w całości tylko jedna budowla – dawna „nowa" szkoła, w której mieści się obecnie schronisko nazywane Chatką Miedzianka, woj. dolnośląskieTo dawne niemieckie miasto (wtedy zwane Kupferberg) upadło nie wskutek działań wojennych, a tego samego, co niegdyś zapewniło mu rozkwit – rozwoju górnictwa. Intensywne wydobycie miedzi, żelaza i srebra, które przez stulecia zapewniało mieszkańcom Miedzianki byt, zaczęło zamierać już w początkach XIX wieku. W roku 1925 zamknięto tu ostatni szyb wydobywczy. Miasteczko przekształciło się w urokliwą miejscowość turystyczną, do której ściągały tłumy wczasowiczów, zwabione słynnym piwem z tutejszego atrakcyjne domy na sprzedaż na stronie lub pobierz aplikację GratkiPo 1945 roku Miedzianka znalazła się w granicach Polski. Niemiecką ludność wysiedlono, zaś Armia Czerwona rozpoczęła rabunkowe wydobycie odkrytych tu rud uranu. W ciągu kilku lat wydobyto aż 600 ton tego materiału, który w całości trafił do Związku Radzieckiego. Powstałe z tego powodu szkody górnicze doprowadziły miasteczko do ostatecznej ruiny. W latach 1967–1972 miejscowość stopniowo likwidowano, przesiedlając ludność do Jeleniej Góry i wyburzając zabudowę. Po dawnej Miedziance ostały się do dziś jedynie kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela oraz jedna zaczęła jednak stopniowo odżywać po roku 1989, kiedy zaczęto tu budować nowe domy. Już w 2013 było tu 11 zamieszkałych budynków. W 2015 roku w miejscu dawnego browaru powstał tu nawet restauracyjny Browar Miedzianka, w którym produkowane jest popularne lokalne Janowa Góra, woj. dolnośląskieTa zanikająca wieś leży na wysokości 660–770 m w dolinie potoku Czarna Woda, na obszarze Sudetów Wschodnich. Od średniowiecza istniała tu osada górnicza, gdzie wydobywano rudy srebra, ołowiu i miedzi. W okresie międzywojennym wieś była też chętnie odwiedzana przez turystów z uwagi na walory krajobrazowe oraz dobre warunki śniegowe dla narciarzy. Podejmowano wówczas również próby wznowienia wydobycia miedzi, jednak bez większych wojny Janowa Góra w dużej części uległa zniszczeniu – po 1945 roku przetrwało tu tylko kilka gospodarstw oraz zrujnowany, zabytkowy kościół z XVIII wieku. Mieszkańcy przenieśli się do innych miejscowości, zaś życie w okolicy niemal zamarło. Funkcjonowało jednak kilka obiektów:do lat 80. – Dom Pracy Twórczej pracowników radia i telewizji, do lat 90. – baza turystyczna PTTK. Warto też dodać, że w latach 50. poszukiwano tu rud uranu, jednak i ta próba wskrzeszenia przemysłu górniczego zakończyła się dziś we wsi zachowały się jedynie cztery domy. W związku z powstaniem ośrodka narciarskiego w pobliskiej wsi Sienna w okolicy zaczęły jednak powstawać obiekty gastronomiczne i noclegowe, co daje miejscowości szansę na częściową Krzystkowice, dawna niemiecka fabryka. Zdjęcie: Mariusz Kapała 6. DAG Krzystkowice, woj. lubuskieKombinat DAG Alfred Nobel Krzystkowice, położony w lasach niedaleko Nowogrodu Bobrzańskiego, powstał około 1939 roku jako ogromna niemiecka fabryka amunicji. Na przestrzeni 35 km kwadratowych wybudowano tu:obiekty przemysłowe, bloki mieszkalne dla wojska, kasyna, schrony, budynki straży pożarnej, sieć połączeń kolejowych. W ściśle strzeżonym przez wojsko, tajnym obiekcie pracowali przede wszystkim więźniowie pobliskiej filii obozu koncentracyjnego Gross koniec drugiej wojny światowej Niemcy zdemontowali i wywieźli część wyposażenia fabryki, zaś resztę zagarnęły krótko później wojska radzieckie. Kompleks został całkowicie opuszczony i do dziś niszczeje, choć wiele obiektów zachowało się w dobrym stanie. DAG Krzystkowice stanowi obecnie atrakcję turystyczną, choć nie do wszystkich budynków jest dostęp – część terenu wykorzystują lokalna jednostka wojskowa oraz zakład karny w pobliskim Krzywańcu. 5. Kęszyca Leśna, woj. lubuskieMała, zagubiona wśród drzew Kęszyca Leśna to kolejna miejscowość, której rozkwit i upadek wiązały się z wojskiem. Już w latach 20. XX wieku Niemcy budowali tu obiekty militarne, stanowiące część silnie ufortyfikowanego Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. W 1936 roku przyjechał tu na otwarcie garnizonu sam Adolf Hitler. Po wojnie w miejscowości stacjonowało Wojsko Polskie, a w 1957 przekazano ją jako bazę Armii Radzieckiej. Wojskowe miasteczko zaczęło tętnić Rekordowe polskie budynki. Poznaj najciekawsze obiekty w krajuWojska sowieckie ostatecznie opuściły miejscowość w 1993 roku, zostawiając po sobie koszary, kilometry podziemnych tuneli i dość kiczowaty pomnik przedstawiający czołgającego się łącznościowca. W przeciwieństwie do innych miast w zestawieniu Kęszyca Leśna nie przemieniła się jednak w kompletne miasto widmo. Na terenie bazy wojskowej straszy wiele ruin, jednak władze stopniowo remontują budynki koszarowe i przekształcają je w mieszkania dla ludności cywilnej. Dziś w stanowiącej siedzibę sołectwa wsi znaleźć można sklepy, hotel z restauracją, remizę i Kozubnik, woj. śląskieZespół Domów Wypoczynkowo Szkoleniowych HPR Porąbka-Kozubnik powstał w latach 1968–1970 jako maleńkie miasteczko wczasowe na obszarze Beskidu Małego, nad brzegiem rzeki Soły. Ośrodek był całkowicie samowystarczalny: posiadał własną stację benzynową, oczyszczalnię ścieków, awaryjny system zasilania i ujęcie wody, a na miejscu pracował stały personel medyczny z własną karetką pogotowia. Na obszarze obiektu można było skorzystać z:luksusowych hoteli, kilku restauracji, salonu fryzjerskiego sauny, basenu, boiska do siatkówki, kortów tenisowych, kręgielni, solarium, wyciągu narciarskiego. W Kozubniku wypoczywali głównie pracownicy Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego w Katowicach, a w luksusowych apartamentach nocowali partyjni dygnitarze i zagraniczni goście. Organizowano tu również konferencje. W szczytowym punkcie popularności w 1987 r. na okres dłuższy niż dobę odwiedziło ośrodek prawie 31 400 stracił swoją pozycję wraz z upadkiem PRL-u, państwo przestało bowiem wówczas płacić za wczasy pracownicze i wypoczynek w Kozubniku stał się dla robotników zwyczajnie za drogi. W roku 1996 firma będąca właścicielem obiektu ogłosiła upadłość. Od tamtej pory opuszczone budynki były okradane i dewastowane, zaś ruiny ośrodka stały się lokalną atrakcją 2016 roku w Kozubniku trwa jednak rewitalizacja dawnego miasteczka wczasowego – docelowo mają tu powstać trzy apartamentowce, w których znajdą się luksusowe mieszkania (w liczbie 96), a obok deweloper buduje hotel, centrum spa i centrum Czerwony Strumień, woj. dolnośląskieZupełnie inna jest historia zniknięcia wsi Czerwony Strumień w Górach Bystrzyckich. Przez malowniczo położoną miejscowość przez stulecia przebiegał wygodny szlak prowadzący na ziemie czeskie, dzięki czemu kwitł tu handel i przemysł – w różnych momentach we wsi znajdowały się tkalnie bawełny i lnu, gospoda oraz browar. W XVIII wieku stanęła tu również piękna barokowa kaplica. Już przed wojną rozpoczęło się jednak stopniowe wyludnianie się wsi, a jej ostateczny upadek przyniosły powojenne zmiany Jak Polacy mieszkali przed wojną? Poznaj warunki życia w II RPW 1947 roku granicę między Polską a Czechosłowacją wytyczono przez sam środek wsi. Życie w Czerwonym Strumieniu, już wcześniej ciężkie z powodu braku elektryczności i dobrej drogi dojazdowej, dodatkowo skomplikowały surowe przepisy dotyczące bezpieczeństwa w strefie przygranicznej. W ciągu kolejnych dwóch lat mieszkający tu przesiedleńcy ze Wschodu stopniowo wyjeżdżali, a Czerwony Strumień kompletnie po wsi zostały jedynie fundamenty budynków i ceglane ruiny barokowej kaplicy, a także kilka porzuconych w lesie figur religijnych. W ramach upamiętnienia miejscowości w latach 2010-2012 Towarzystwo Górskie „Kłodzka Róża" stworzyło prowadzącą do ruin ścieżkę dydaktyczną „Śladami opuszczonej wsi Czerwony Strumień", jednak zaledwie trzy lata później szlak zniszczyła potężna Kłomino prezentowało się w roku 1993 – dziś większość z tych budynków wyburzono. Zdjęcie: Wojtek Wilczyński 2. Kłomino, woj. zachodniopomorskieKłomino (znane też jako Grodek lub Gródek) to bodaj najsłynniejsze polskie miasto widmo. Ta leśna osada niedaleko miejscowości Borne Sulinowo powstała w latach 30. XX wieku jako miejsce stacjonowania niemieckich oddziałów pomocniczych oraz obóz jeniecki. Po drugiej wojnie światowej teren przejęła Armia Radziecka, tworząc tu tętniące życiem miasteczko wojskowe, w którym znalazły się sklepy, kawiarnie, garaże, punkt medyczny, dom kultury, kino. Szacowano, że w szczytowym okresie mogło tu żyć nawet 5000 mieszkańców. W ramach ciekawostki warto dodać, że cegły z 50 rozebranych przez żołnierzy poniemieckich budynków wykorzystano do budowy Pałacu Kultury w zaczęło popadać w ruinę dopiero w 1992 roku, gdy wyjechali z niego ostatni żołnierze rosyjscy. Opustoszałe budynki zaczęły być okradane i dewastowane, a mimo wielu prób władzom nie udało się znaleźć chętnych do zrewitalizowania tego terenu, który szybko zaczął zarastać roślinnością. W roku 2012 w widmowym miasteczku mieszkało jeszcze 12 osób, w tym leśniczy. Dziś zostało tu już tylko kilka budynków, z czego dwa są częściowo Rapocin, woj. dolnośląskieRapocin to jedna z kilku miejscowości w powiecie głogowskim, po których zostały dziś tylko niszczejące kościoły i ślady dawnych zabudowań. Tymczasem istniejąca co najmniej od XIII wieku wieś była pełna życia jeszcze w latach 80. XX wieku. Mieszkała tu blisko setka ludzi, z których większość utrzymywała się z rolnictwa. Stopniowo mieszkańcy zaczęli się jednak skarżyć na spadającą produkcję w gospodarstwach, brak mleka u krów i niezdatną do picia wodę. Prawda wyszła na jaw dopiero w roku Kupujesz dom lub mieszkanie? Uważaj na nieruchomości na terenach poprzemysłowychJuż od wczesnych lat 70. wiadomo było, że działająca w pobliżu wsi Huta Miedzi Głogów ma bardzo szkodliwy wpływ na środowisko. Władze nie podjęły jednak żadnych działań, a zatruwanych ołowiem, cynkiem i miedzią mieszkańców zapewniano, że nic im nie grozi. Dopiero w 1987 roku ustanowiono wokół huty strefę ochronną, a okoliczne wsie, w tym Rapocin, wysiedlono i wyburzono. Dziś po miejscowości pozostało tylko kilka zabytkowych obiektów: zrujnowany kościół św. Wawrzyńca z XIV–XV w., cmentarz, kaplica i spichrz folwarczny. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Gdzie wybrać się na urbex w Zachodniopomorskiem? Region obfituje w niesamowite i opuszczone miejsca, które warto zobaczyć! Sprawdź, gdzie warto się wybrać. Aby przejść do galerii, przesuń zdjęcie gestem lub naciśnij strzałkę w prawo. ArchiwumNa dworze coraz cieplej, a to sprzyja nie tylko spacerom, ale również rozpoczęciom eksplorowania opuszczonych miejsc. Urbex staje się coraz popularniejszy w Polsce. Gdzie można się na niego udać w naszym regionie? Co warto wiedzieć? Samo słowo urbex z angielskiego oznacza "eksploracja miejska". To forma aktywności, która polega na odwiedzaniu i badaniu opuszczonych miejsc. Co może być celem osób odwiedzających takie destynacje? Fotografowanie, filmowanie lub po prostu szukanie informacji na temat danego miejsca. Co ważne, wszystko musi się odbywać bez ingerencji w stan budowli! Nie ma mowy o żadnym wandalizmie. Uczestnicy koncentrują się tylko na zwiedzeniu i poznawaniu historii. Jak zacząć z urbexemNa sam początek trzeba określić, ile jesteśmy w stanie przejść/przetrwać/zobaczyć. Niektóre budowle nie są proste do eksplorowania dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę. Nie masz pojęcia o wspinaczce? Nie wybieraj miejsc, gdzie jest to wymagane. Doświadczeni eksploratorzy doradzają - to Twoja pierwsza wyprawa? Nie idź sam na urbex! W razie wypadku (odpukać), ktoś zawsze może pomóc. Wybrałeś miejsce? Przed wyjazdem obejrzyj filmiki, jaki sprzęt przyda Ci się w danym miejscu. Urbex. Czy to jest dla każdego?Odradza się to osobom, które mają fobie związane np. z pająkami czy małymi pomieszczeniami. Jeżeli ktoś ma problemy z sercem, nie powinien wybierać miejsc z legendami itp. Za to urbex to idealna forma spędzania czasu dla fanów historii, adrenaliny oraz magicznych warto zabrać na Urbex?Ubiór - dobieraj je, biorąc pod uwagę warunki pogodowe oraz docelową lokalizację. Lepiej wybrać luźne ubrania, które później na spokojnie wypierzesz. Dodatkowo, ważne są solidne buty i rękawice ochronne. Wyposażenie - latarka, czołówka, telefon krótkofalówki, gaz pieprzowy, mała apteczka z bandażami. Sprzęt rejestrujący - np. mała kamerka, aparat. Sprzęt specjalistyczny - jeżeli planujemy spinaczkę, to np. kask, lina, itd. UWAGA!W takich miejscach można natknąć się na osoby bezdomne lub uzależnione. Trzeba zachować ostrożność. Należy także uważać na stan techniczny danych w ZachodniopomorskiemGdzie warto się wybrać w regionie? Nie tylko Drawsko Pomorskie, ale sam Szczecin ma wiele do zaoferowania! Sami się przekonajcie, jak wiele miejsc można jeszcze odwiedzić. ZOBACZ TEŻ:Miejsca w regionie idealne na weekendowy wyjazd. Sprawdź nasze propozycjePolecane ofertyMateriały promocyjne partnera
mapa opuszczonych miejsc w polsce